Co zrobić, kiedy policja zapuka do naszych drzwi? Prawniczki wyjaśniają, jak należy się zachować

Niektórzy policję spotykają już nie tylko na ulicach, ale też przed drzwiami swoich domów. Tylko co zrobić, gdy funkcjonariusz puka do drzwi? O co zapytać? Kiedy policja może zacząć przeszukanie? Wątpliwości rozwiewają w rozmowie z TOK FM prawniczki Sylwia Gregorczyk-Abram i Marta Tomkiewicz.

Wszyscy, którzy chodzą na uliczne protesty, widzą szpalery policjantów, niektórzy jednak funkcjonariuszy spotykają również później. Tak było chociażby w słynnym Szklanym Domu na Żoliborzu, gdzie policjanci wypytywali o organizowane tam spektakle i występy, albo w jednym z mieszkań na warszawskim Ursusie, do którego policjanci weszli, żeby zabrać z balkonu flagę. W mniejszych miejscowościach zdarzało się, że funkcjonariusze przychodzili na „profilaktyczną rozmowę” z rodzicami nieletnich uczestników protestów.

– Ostatnio jesteśmy świadkami takich zachowań policji, które mogą sugerować, że policja, bez żadnej podstawy faktycznej i prawnej, może przyjść do obywatela, może legitymować, może zrobić, co chce. Ale tak państwo nie działa – podkreśla w rozmowie z TOK FM Sylwia Gregorczyk-Abram, która wspólnie z Martą Tomkiewicz wyjaśnia nam, kiedy policja może zapukać do naszych drzwi i co wtedy powinniśmy zrobić.

Zasada pierwsza, czyli zażądaj legitymacji

Zakładamy hipotetyczną sytuację, w której słyszymy pukanie do drzwi, a przez wizjer widzimy policjanta. Albo kogoś, kto podaje się za funkcjonariusza, ale jest nieumundurowany. – To zawsze kłopot, czy otwierać drzwi, czy nie otwierać, jeśli nie wiadomo, kto przychodzi – przyznaje Marta Tomkiewicz. – Jeżeli nie jesteśmy tego pewni, to ja bym po prostu zadzwoniła na policję. Powiedziałabym, że ktoś do mnie przyszedł, ale nie wiem, kto to jest. Potem oni ustalą wszystko między sobą – wyjaśnia prawniczka.

Warto również pamiętać, że nieumundurowany funkcjonariusz musi okazać swoją legitymację bez wezwania, natomiast umundurowany ma obowiązek okazać ją na naszą prośbę. I o to powinniśmy poprosić w pierwszej kolejności. – Trzeba pamiętać, że zawsze, jeżeli funkcjonariusz nas o cokolwiek prosi, mamy prawo do tego, żeby żądać okazania legitymacji. Nie może być tak, że ktoś z nami rozmawia, ale my nie wiemy, kto to jest – podkreśla Tomkiewicz.

Legitymacja musi zostać okazana w taki sposób, który pozwala na odnotowanie danych, możemy zrobić nawet zdjęcie dokumentu. Prawniczka sugeruje również, żeby wcześniej sprawdzić, jak powinna wyglądać taka legitymacja. – Tylko istnieje ryzyko, że umundurowany funkcjonariusz przez wizjer na naszą prośbę okaże legitymację służbową, ale uzna, że celowo nie chcemy udostępnić mieszkania w celu przeszukania i zanim zdążymy cokolwiek ustalić, policjanci wejdą do domu z drzwiami – ostrzega.

Zasada druga, czyli słuchaj i pytaj

Prawniczki radzą również, że policjanta, który do nas przychodzi, powinniśmy nie tylko słuchać, ale także zadawać mu odpowiednie pytania. Marta Tomkiewicz sugeruje, żeby mimo wszystko „więcej słuchać niż mówić”, a swoich informacji używać oszczędnie. – Należy pamiętać o tym, że jeżeli to taka luźna rozmowa, czyli rozpytanie, to nie są zeznania. Nie musimy takich rozmów z funkcjonariuszami prowadzić. Jeżeli nie chcemy, to prosimy, żeby nas formalnie wezwać w charakterze świadka – wyjaśnia prawniczka.

– W każdej sytuacji, kiedy, mówiąc kolokwialnie, policjant czegoś od nas chce, musi nam powiedzieć dlaczego. Oczywiście jeżeli wykonuje czynności operacyjne, nie może powiedzieć dokładnie, o co chodzi, ale musi mieć podstawę faktyczną i prawną – dodaje Sylwia Gregorczyk-Abram. Podstawa prawna, jak wyjaśnia prawniczka, to zwykle ustawa o policji, natomiast tą faktyczną powinno być wytłumaczenie, co się dzieje, dlaczego funkcjonariusz przychodzi do naszego domu. – Nie może być tak, że funkcjonariusz sobie po prostu, na legitymację, przychodzi i żąda od nas informacji – podkreśla Gregorczyk-Abram.

Jednak Marta Tomkiewicz apeluje o zdrowy rozsądek i „rozsądną wstrzemięźliwość” podczas rozmowy z funkcjonariuszem, bo „stawianie się” nie zawsze jest potrzebne. Jak mówi, zdarza się, że dzielnicowi rozpytują mieszkańców danego bloku, próbując dociec, jak „funkcjonuje” jeden z ich sąsiadów. Dlatego nie zawsze trzeba prosić o „wezwanie na protokół”, bo może to po prostu oznaczać dodatkowe problemy, jak konieczność stawiennictwa na komendzie. – Wszystko zależy od tego, w jakiej sytuacji jesteśmy. Jeżeli czujemy jakieś zagrożenie w kontakcie z policją, to mamy prawo taki kontakt nagrywać – przypomina.

Zasada trzecia, czyli policjant najpierw musi poprosić

Kolejna sytuacja jest mniej hipotetyczna, bo zdarzyła się w warszawskim Ursusie, gdzie policjanci zapukali do drzwi jednego z mieszkań, aby zabrać z balkonu flagę. Chodziło o biało-czerwoną flagę z błyskawicą, czyli symbolem Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, która miała państwową flagę znieważać. – Przepisy mówią, że coś, co może stanowić dowód w sprawie, albo coś, co może podlegać zajęciu w celu zabezpieczenia przyszłych kar finansowych, czyli na przykład pieniądze, w pierwszej kolejności powinno podlegać żądaniu dobrowolnego wydania – wyjaśnia Marta Tomkiewicz.

Jednak z doniesień medialnych wynikało, że policjanci weszli do mieszkania bez zgody jego właściciela, od razu skierowali się na balkon i ściągnęli flagę. Prawniczki tłumaczą, że funkcjonariusz powinien najpierw dokładnie określić, jakie rzeczy mamy dobrowolnie wydać, po czym albo wręczyć nam postanowienie sądu lub prokuratury, z którego to wynika, albo powiedzieć, że czynność odbywa się na podstawie legitymacji funkcjonariusza. – Kiedy funkcjonariusze policji uznają, że albo odmawiamy dobrowolnego wydania, albo nie wydajemy wszystkiego, co według tego postanowienia powinniśmy wydać, to dopiero jest moment, gdy można przejść do przeszukania – tłumaczy prawniczka. 

Zaznacza jeszcze, że w przypadku interwencji w Ursusie, policjanci powinni sporządzić protokół z zajęcia flagi. To istotne, ponieważ później dokument ten jest podstawą do zakwestionowania czynności przeszukania. – Pod takim protokołem obywatel powinien się podpisać – podkreśla prawniczka. – Poza tym przy przeszukaniu mamy prawo zażądać obecności innej osoby przybranej, nawet sąsiadki – tłumaczy dalej. I zaznacza, że w protokole możemy zawrzeć swoje uwagi. – Jeżeli funkcjonariusze przychodzą i dokonują czynności tylko na legitymację służbową, nie mają postanowienia sądowego, to taka czynność powinna być w ciągu siedmiu dni zatwierdzona przez prokuratora lub sąd. O tym też powinni obywatela pouczyć – wyjaśnia dalej.

Poza tym, zgodnie z kodeksem postępowania karnego, przeszukanie i zatrzymanie na legitymację powinno być dopuszczalne wyłącznie w sytuacjach niecierpiących zwłoki. Dlatego, jak tłumaczą prawniczki, powinno to być wyjątkiem, uzasadnionym w przypadku, kiedy może dojść do zniszczenia dowodów, zanim prokuratura wyda odpowiednią decyzję. Zgodnie też stwierdzają, że w sprawach takich jak zdjęcie flagi trudno sobie wyobrazić, by była to sytuacja niecierpiąca zwłoki. Prawniczki wyjaśniają również, że zatwierdzenie takiej czynności powinno zostać doręczone w terminie 14 dni od dnia zatrzymania rzeczy, a jeżeli nie nastąpiło w ciągu 7 dni, to zatrzymane rzeczy muszą zostać niezwłocznie zwrócone, chyba że nastąpiło ich dobrowolne zatrzymanie. 

– Jeżeli obywatel nie zadaje pytań, bo nie wie, jakie pytania może zadać, to wtedy może dochodzić do nadużyć. Powinniśmy możliwie jak najbardziej zabezpieczyć swoje prawa, czyli zadawać pytania – mówi dalej Marta Tomkiewicz. – Dlaczego coś się dzieje? Czy musi tak się dziać? Czy mogę zostawić sobie odpis? Czy policjanci muszą to zabierać? – wymienia. – Trzeba pilnować, żeby wszystko, co zostało zabrane, było bardzo dokładnie w protokole opisane, czyli w sposób zindywidualizowany i umożliwiający w przyszłości łatwą identyfikację danej rzeczy – dodaje.

Pozostaje jeszcze pytanie, czy samo zrywanie flagi było w ogóle uzasadnione. – Nie trzeba było tam wchodzić i zwijać flagi, bo jeżeli ich zdaniem doszło do popełnienia przestępstwa znieważenia flagi, to można było obfotografować tę flagę. W ten sposób zabezpieczyć materiał dowodowy – ocenia interwencję policji Sylwia Gregorczyk-Abram. – Wchodzenie do domu i zdzieranie flagi traktuję jako element siłowy – dodaje.

Zasada czwarta, czyli wiedz, że protestować możesz

Kolejnym głośnym przypadkiem była sytuacja w Krapkowicach, gdzie do domu 14-letniego Maćka funkcjonariusze przyszli dlatego, że nastolatek udostępnił w mediach społecznościowych informację o proteście. Podejrzewali, że to on protest organizuje, dlatego z rodzicami odbyli, jak tłumaczyła później policja, rozmowę „profilaktyczno-informującą”. Sprawę zgłosili do sądu rodzinnego, który jednak nie wszczął postępowania.

– Co innego kiedy policja przychodzi do domu, bo nastolatek podpala kosze, wracając z meczu, jest chuliganem, wdaje się z burdy, sprzedaje narkotyki pod szkołą, a co innego, gdy realizuje na Facebooku swoje konstytucyjne prawo do gromadzenia spontanicznego – mówi Sylwia Gregorczyk-Abram. – I to nie jest rola policji, żeby odbywać takie rozmowy wychowawcze – zaznacza. Marta Tomkiewicz zaś zwraca uwagę, że bardzo znaczący jest fakt, że sąd odmówił wszczęcia postępowania. – To taki test zasadności postępowania policji – stwierdza.

Prawniczki przypominają również, że w jednej z podobnych spraw interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich. Chodziło o 17-latkę, która została wezwana przez policję po proteście Strajku Kobiet.

– Poza tym to nie jest tak, że to są przypadkowe osoby. Przeciw komu to jest skierowane? – pyta Gregorczyk-Abram. – Nie przeciwko Klementynie Suchanow i Marcie Lempart, bo one się niczego nie przestraszą, tylko przeciwko Maćkowi z Krapkowic, Agacie z Łomży i Robertowi z Łukowa – zaznacza. Zwraca uwagę, że w małych miejscowościach pukająca do domu policja może być powodem do wstydu, obaw o to, co powiedzą sąsiedzi. – Chcą im w ten sposób pokazać, że państwo ich widzi. Może nic nie robi, ale policja czuwa. Taka świadomość może zahamować ich działania – podsumowuje.

źródło;tokfm/kancelaria

 

O Ryszard Zieliński

E-mail: ryszard.zielinski@sledcza24.tv Telefon: +48 534 890 426

nic nie znaleziono

Oszustwo „na spadek”Polacy wpłacają gigantyczne pieniądze.

Aby uzyskać tylko w teorii istniejący spadek po krewnym w USA, Polacy wpłacają kwoty od 40 tys. do 100 tys. dolarów.

„Oszust z Tindera” zatrzymany pod Wrocławiem.

udawał miliardera, a oczarowane nim kobiety zaciągały gigantyczne kredyty, by pomagać mu, gdy rzekomo znalazł się w kłopotach. "Oszust z Legnicy" grał doradcę finansowego.

Jak stracić pieniądze z konta przez WhatsApp, OLX, SMS, ZUS czy bank

Cyberprzestępcy wciąż aktualizują swoje metody, by tylko dostać dane do logowania do cudzych kont. Robią to po to, by je oczyścić z gotówki. Okradziony klient ma znikome szanse na jej odzyskanie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *