Skrępowane sznurkiem ciało, naciągnięty na głowę worek foliowy i walizka, w której upchnięto zwłoki mężczyzny. Ważyły tylko 38 kilogramów. Ta makabryczna zbrodnia zszokowała najpierw Gliwicami, a później wstrząsnęła całą Polską.
Follow @https://twitter.com/sledcza24
4 kwietnia 2016 roku mieszkaniec Gliwic spacerując przy ul. Wybrzeże Armii Krajowej, niedaleko Centrum Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie, dostrzegł w Kłodnicy walizkę. Od razu zadzwonił na policję. Na miejsce przyjechała ekipa dochodzeniowo-śledcza oraz prokurator. Szybko okazało się, że w walizce są zwłoki starszego mężczyzny. Sprawą zajęli się funkcjonariusze Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Gliwicach oraz Prokuratura Rejonowa Gliwice-Wschód.
Zlecono sekcję zwłok mężczyzny, która miała wyjaśnić jak zginął, jednak jej wstępne wyniki nie dały jednoznacznych odpowiedzi. Funkcjonariusze starali się ustalić tożsamość mężczyzny, a także przebieg wydarzeń.
– Jeśli chodzi o obrażenia, to biegła ustaliła, że zarówno na przedramionach, jak i na nogach zmarłego znajdują się podbiegnięcia krwawe (siniaki – dop. red.). Ich charakter pozwala przyjąć, że powstały w wyniku działania innej osoby – podkreślała w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim prokurator Joanna Smorczewska z Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
– Jeżeli chodzi o inne obrażenia, to mężczyzna miał siedem złamanych żeber po prawej stronie. Natomiast w przypadku samego mechanizmu zgonu biegła nie wykluczyła, że mogło dojść do uduszenia, aczkolwiek nie ma takich jednoznacznych, charakterystycznych objawów – wyliczała Smorczewska.
Zlecono dodatkowe badania histopatologiczne, toksykologiczne, genetyczne (DNA) oraz daktyloskopijne. Prowadzono szeroko zakrojone śledztwo, a funkcjonariusze przyjęli kilka hipotez, które były w toku śledztwa weryfikowane. Jedną z osób, które zajmowały się tą sprawą od początku, był Patryk Drabek. Dziennikarz opisywał ją na łamach Dziennika Zachodniego. Później także z sądowych ław, śledził cały proces.
– To była jedna z bardziej makabrycznych spraw, którą zajmowałem się w pracy dla Dziennika Zachodniego. Już sam fakt, że zwłoki znajdowały się w walizce – trudno było sobie to wyobrazić. Nikt przy zdrowych zmysłach nie bierze pod uwagę, że może dojść do takiej zbrodni. Sam nie dowierzałem, gdy pojawiły się informacje, że w walizce są zwłoki – wspomina sprawę Patryk Drabek, były dziennikarz śledczy.
– Obserwowałem modelowy system pracy zarówno policjantów z KMP w Gliwicach, jak i gliwickiej prokuratury. Ten temat w skali kraju odbił się bardzo dużym echem. Sprawa była bardzo trudna. W toku śledztwa oczywiście pojawiały się kolejne wątki, które trzeba było sprawdzić. Najpierw ustalenie tożsamości zmarłego, później zatrzymanie podejrzanego. Sam wspólnie z fotoreporterką Marzeną Bugałą, prowadziłem dziennikarskie śledztwo w tej sprawie. Jeździliśmy po Gliwicach i próbowaliśmy odtwarzać losy pana Helmuta. Jednak im dłużej człowiek się zajmował tym tematem, tym bardziej docierało do nas, jak bestialska była to zbrodnia – wspomina Patryk Drabek.
Jak sam przyznaje, pracując przy tej sprawie, często zastanawiał się, do czego człowiek jest w stanie się posunąć. Jaką zbrodnię popełnić. – Takie historie mocno zapadają w pamięć. Nawet po trzech latach od wyroku. Wiele wątków tej sprawy, szczegółów utkwiło mi w głowie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
17-latek zamordował matkęBył skrajnie wychudzony
Wstępne wyniki sekcji zwłok mężczyzny, pozwoliły ustalić, że zmarł on wskutek działań osób trzecich. Dlatego tak ważne było ustalenie przyczyny i mechanizmu śmierci.
Mężczyzna miał 158 centymetrów wzrostu i szczupłą sylwetkę. Był skrajnie wychudzony. Gdy wyłowiono walizkę z jego ciałem, ważyło ono zaledwie 38 kilogramów. Policjanci, że miał pociągłą, szczupłą twarz, wysokie czoło, siwy zarost na twarzy, siwe, krótkie i rzadkie włosy, duży, garbaty nos oraz duże przylegające uszy. Do tego dochodzi całkowity brak uzębienia, a kolor oczu był niemożliwy do identyfikacji. Mężczyzna miał na sobie szare spodnie dresowe, niebieską koszulkę z krótkim rękawem – w białe, cienkie, poziome pasy na całej powierzchni, czarną koszulkę z długim rękawem marki Reserved (rozmiar S) oraz szare skarpety z czarnym pasem z napisem „Sport”.
Śledczy zdecydowali się opublikować wizerunek zmarłego mężczyzny. Liczyli, że w ten sposób uda się ustalić jego tożsamość. Tak też się stało. Denata rozpoznał m.in. przewodniczący zarządu osiedla Ligota Zabrska, Marcin Ziach.
– Przeglądałem Facebooka i znalazłem materiał na temat zwłok znalezionych w Kłodnicy. Zobaczyłem zdjęcie denata i jestem niemal w stu procentach przekonany, że to on. Dla pewności przesłałem fotografię także innym osobom z Rady Osiedla i również nie mają wątpliwości
źródło;DZ