Choć ciąży na nim widmo dożywotniego więzienia, Michał S. nie wykazuje choćby cienia skruchy. Podczas ostatniej rozprawy gangster, który odpowiada za okrutne morderstwo biznesmena z Trąbek Wielkich, na sali sądowej krzyczał, przerywał sędzi i wyśmiewał świadków.
Ta historia mogłaby posłużyć za scenariusz krwawego filmu gangsterskiego. Policjanci pracowali nad sprawą od 2014 roku. Wtedy to rodzina zgłosiła zaginięcie 57-letniego Zbigniewa Orczyka.
Wstępne ustalenia śledczych wskazywały, że mogło dojść do zabójstwa na tle rabunkowym. Po przesłuchaniu wielu świadków kryminalni natrafili na trop, który zaprowadził ich do morderców. Okazało się, że majątku Orczyka użyto jako zabezpieczenia fikcyjnej pożyczki. Akt notarialny podpisał podstawiony mężczyzna. Następnie, aby zatrzeć ślady, bandyci porwali biznesmena. Wywieźli go do lasu i tam żywcem zakopali. Ciało mężczyzny pomógł zlokalizować policyjny pies, który wskazał jedno ze wzgórz. Zwłoki były ukryte na głębokości półtora metra. Ich odnalezienie pozwoliło na postawienie bandytom zarzutów.
„Nic się nie martw”
W ubiegłym roku sąd pierwszej instancji skazał morderców mężczyzny na dożywotnie więzienie, jednak obrońca Michała S. złożył apelację. W piątek miał zapaść ostateczny wyrok, ale tak się nie stało. Zamiast mów końcowych sąd wysłuchał wezwanych przez oskarżonego świadków. Przy okazji gangster przerywał, pouczał sędzię i wielokrotnie krzyczał. Dziennikarzom pokazywał znak wiktorii, a człowiekowi, który zeznał po jego myśli, pokazał uniesiony kciuk i powiedział: – Dziękuję, nic się nie martw, jest dobrze. Bandyta nie zważał też na to, że jego skandalicznym występom przyglądała się obecna na sali siostra ofiary.
– To jest skandal. Bandytyzm. Jestem niewinny, chcę, aby dziennikarze mnie usłyszeli – grzmiał z ławy oskarżonych Michał S.
źródło;fakt/Foto: Katarzyna Naworska / newspix.pl