Po zaprezentowanym przez TVP filmie „Taśmy Amber Gold. Układ Trójmiejski nie umiera nigdy” nie ma wątpliwości, że jego autor Sylwester Latkowski miał podstawy ku temu, by sprawdzać ewentualny związek trójmiejskich biznesmenów z piramidą finansową Marcina P. Po jego emisji wiemy też, że jeszcze mocniejsze były jego źródła, które jednoznacznie wypowiadają się o przestępczych układach rządzących Trójmiastem. I to w tym dokumencie może najbardziej przerażać.
- To, że Latkowski nakierował uwagę odbiorców głównie na trójmiejskich przedsiębiorców – „Tygrysa” i Mariusa Olecha, nie było wielkim zaskoczeniem
- Wśród osób, z którymi rozmawiał dziennikarz na temat Amber Gold, znaleźli się śledczy, którzy mieli pod sobą ogólnopolskie służby
- Jako ironię można odebrać fragment zeznania Mariusa Olecha przed komisją śledczą
Latkowski zbierał materiały dotyczące afery Amber Gold od ponad ośmiu lat. Wiele rozmów nagrał i te nagrania po raz pierwszy zaprezentował w filmie.
To, że nakierował uwagę odbiorców głównie na trójmiejskich przedsiębiorców – „Tygrysa” i Marius Olecha, nie było wielkim zaskoczeniem. Z tym ostatnim sądzi się od kilku lat. Olech go pozwał za wcześniejsze publikacje. Twierdzi, że nie znał Marcina P. i nie ma nic wspólnego z Amber Gold ani OLT Express.
Nie było również zaskoczeniem, że w filmie można było poznać szereg zaniedbań instytucji podlegających pod rząd PO-PSL i ignorowanie przez trzy lata niepokojących sygnałów na temat Amber Gold płynących ze strony Komisji Nadzoru Finansowego.
„To jedna wielka sitwa”
Sylwester Latkowski pokazał jednak również sporo nieznanych wcześniej poszlak i przede wszystkim tło całej sprawy, którym jest Trójmiasto, opanowane przez układy ważnych prawników z przestępcami. Między historią piramidy finansowej, widzowie dokumentu mogli posłuchać o różnego typu kombinacjach prawniczych: ratowaniu od aresztu przestępców, nakierowywaniu śledztw na niewłaściwe tory czy pilnowaniu, by niektórych spraw nie ruszali policjanci ani prokuratorzy. Pojawił się również ciekawy wątek organizacji złożonej z byłych komendantów policji z Trójmiasta.
Jeśli obedrzeć historię Amber Gold z politycznego tła, pokrętnych tłumaczeń ministrów, zamieszania z synem premiera Donalda Tuka i niemalże kompletnej bierności Warszawy, to dostaniemy szereg przedziwnych decyzji, które zapadły właśnie w Trójmieście. A to one pozwoliły Marcinowi P. (i ewentualnie jego wspólnikom) okraść blisko 18 tys. ludzi z ogromnych pieniędzy.
Wśród osób, z którymi rozmawiał dziennikarz na temat Amber Gold, znaleźli się m.in. śledczy, którzy mieli pod sobą ogólnopolskie służby. Wiedzą więc, jak wygląda sytuacja w całym kraju. To Jarosław Marzec – były dyrektor Centralnego Biura Śledczego (wcześniej naczelnik CBŚ w Gdańsku) oraz Zbigniew Maj – były komendant główny policji (wcześniej zastępca komendanta wojewódzkiego Policji w Gdańsku). Z ich słów wyraźnie wynikało, że w Trójmieście istnieją potężne układy prawniczo-przestępcze, które mogą być nie do rozbicia.
– Trójmiasto to pucha Pandory – stwierdził Marzec. – To jedna wielka sitwa.
W tym kontekście jako ironię można odebrać pokazany pod koniec filmu fragment zeznania Mariusa Olecha przed komisją śledczą, który bez ogródek przyznaje, że zna męża sędzi, która wydała wyrok ws. Amber Gold.
źródło;PAP/ONET