Jej ciało odkrył przechodzień. Spacerował wzdłuż starych basenów przeciwpożarowych. Sytuacja miała miejsce 19 lat temu. Był lipiec, wakacje 2003 roku. Mężczyzna zauważył ludzką nogę, która wystawała z wody spod sterty betonowych płyt i kamieni.
Mieszkaniec Brwinowa w pow. pruszkowskim wybrał się na spacer. Około godz. 16:00 mijał opuszczony zakład chemiczny. Zaintrygowany przedmiotami, które wystawały ze starych zbiorników przeciwpożarowych postanowił przyjrzeć się im bliżej. Nagle dokonał przerażającego odkrycia. Z wody wystawała ludzka noga.
Kończyna należała do kobiety, 32-letniej Moniki M. Gdy na miejscu pojawiły się służby, wyciągnęły jej ciało. Funkcjonariusze od razu zauważyli liczne rany kłute w okolicy szyi i pleców. Było jasne, że przyczyną śmierci nie było utopienie.
Na ciele kobiety były widoczne liczne rany kłute w okolicy szyi i pleców. Ofiarą okazała się mieszkanka Brwinowa, 32-letnia Monika M. Kobieta zaginęła w czwartek, policja dowiedziała się o jej zniknięciu w sobotę – mówiła wtedy Zuzanna Talar z Komendy Stołecznej Policji dla „Życia Warszawy”.
Podejrzenia spadły na 16-letniego syna Moniki M. Chłopak był przesłuchiwany przez cały dzień. Plątał się w zeznaniach, twierdził, że matkę zabił jego ojciec. Z czasem pękł. Do wszystkiego się przyznał. Podał wstrząsający motyw.
Nastolatek pokłócił się z matką. Monika M. nie chciała puścić go na obóz na Mazury. Tam na obozie wypoczywała dziewczyna Czarka. Gdy usłyszał „nie”, wpadł w furie. Rzucił się na kobietę, wyrwał jej nóż z ręki i zaczął ją dźgać. Zadawał ciosy w szyję i klatkę piersiową, plecy i twarz.
Gdy jego matka leżała na podłodze, 16-latek dokładnie wysprzątał ślady zbrodni. Ciało wyrzucił do basenów na terenie Brwinowa. Doskonale wiedział, że nikt ich nie używa.