Przez pięć dni ponad 200 policjantów sprawdzało 70 miejsc w okolicach Warszawy, w których mogą być przechowywane, rozmontowywane lub sprzedawane kradzione samochody. Pretekstem do przeprowadzenia największej takiej akcji w ostatnich latach, było śledztwo przeciwko 42-letniemu Dariuszowi K. z Wołomina, do którego miała trafiać większość aut znikających ze stołecznych ulic. Według informacji portalu tvp.info to początek nowej wojny KSP ze złodziejami samochodów i ich zapleczem.
– Miarka się przebrała. Złodzieje samochodów działający w Warszawie poczynają sobie bardzo śmiało, a w niektórych powiatach dookoła stolicy działa prawdziwy przemysł paserski. Dlatego najpierw wzmocniliśmy etatowo samochodówkę, a teraz zamierzamy mocno uprzykrzyć życie złodziejom i paserom – mówi tvp.info wysoki rangą oficer Komendy Stołecznej Policji.
Stołeczni policjanci, zarówno ci z Pałacu Mostowskich jak i poszczególnych komend rejonowych i powiatowych garnizonu mają wedle „życzenia” komendanta stołecznego, skupić się na przestępczości samochodowej, która w roku 2019 urosła o 10 proc. w porównaniu do roku 2018. Choć w czasie pierwszego półrocza br. liczba kradzieży aut na terenie podległym KSP spadła z 1822 (w analogicznym okresie roku 2019) do 1727, to jednak stanowi blisko jedną trzecią wszystkich takich przestępstw w całej Polsce.
Funkcjonariusze mogą liczyć na współpracę z prokuratorami z obszaru działania Prokuratury Regionalnej w Warszawie.
Wielka koalicja
Stołeczni policjanci ruszyli na wojnę ze złodziejami samochodów z przytupem. Przez pięć dni – od 27 do 31 lipca – trwała obława przestępców parających się tymi przestępcami. Na „front” wyruszyło ponad 190 kryminalnych z terenu całego garnizonu wspieranych przez 44 mundurowych z oddziału prewencji. Pomagało im czterech biegłych z laboratoriów kryminalistycznych KSP oraz CLK.
Dodatkowo stróżów prawa wsparło 21 biegłych i specjalistów ze Straży Granicznej. – Głównym zadaniem funkcjonariuszy SG było odszukanie i odczytanie oznaczeń o charakterze indywidulanym producenta pojazdu, a następnie dzięki dostępowi do baz danych pojazdów, prowadzenie dalszych ustaleń co do legalności pochodzenia pojazdów. We wspólnych działaniach z policją brali udział strażnicy graniczni, którzy na co dzień działają w zespołach do zwalczania przestępczości samochodowej. Funkcjonariusze ci korzystali ze specjalistycznego sprzętu będącego na wyposażeniu Laboratorium Kryminalistycznego SG – stwierdziła ppor. Anna Michalska z Komendy Głównej Straży Granicznej.
Jednak największą niespodzianką było dołączenie do tej „armii” 27 inspektorów z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Warszawie. Zadaniem urzędników było zbadanie czy w wytypowanych przez policję „dziuplach” czy podejrzanych warsztatach nie dochodzi do zanieczyszczenia środowiska, nielegalnego demontażu pojazdów lub gospodarowania odpadami niezgodnie z przepisami. To dobry pomysł, gdyż „mechanicy” opłacani przez paserów, często porzucają ogołocone z części wraki w lasach. Normą jest spuszczanie paliwa czy olejów na miejscu rozbiórki.
Spiritus movens
Pretekstem do lipcowej obławy była sprawa 42-letniego Dariusza K. z Wołomina. Z informacji operacyjnych policjantów „samochodówki” KSP wynikało, że to do niego lub jego wspólników bądź współpracowników trafia większość aut kradzionych w Warszawie. Na bazie ustaleń funkcjonariuszy, śledczy z Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga wystawił nakazy przeszukań na terenie kilku mazowieckich powiatów.
W Wołominie i okolicach, uważanych za zagłębie złodziei samochodów i ich zaplecza, policjantów witano często, mało eleganckim gestem środkowego palca. Na posesji Dariusza K. i kilku innych miejscach związanych z jego działalnością, funkcjonariusze zabezpieczyli 1100 części samochodowych, z większość których usunięto lub zatarto oznaczenia identyfikacyjne. Zostaną one teraz przebadane przez biegłych z zakresu mechanoskopii.
Pogranicznikom udało się ustalić, że 36 większych zespołów, takich jak silniki czy skrzynie biegów, pochodzi z japońskich samochodów skradzionych w Polsce, Austrii i Niemczech. Wartość zabezpieczonych części oszacowano na ponad 3,5 miliona złotych. „Japończyki” to pojazdy najczęściej kradzione w stolicy. Specjalizują się w nich złodzieje z Wołomina.
Główny bohater zamieszania usłyszał, na razie, 36 zarzutów paserstwa części samochodowych. Prokurator zwolnił go do domu za poręczeniem w wys. 50 tys. zł, dozorem policyjnym oraz zakazem opuszczania kraju.
„Dziuple” i dodatkowe bonusy
W tym samym czasie, w okolicach Legionowa policjanci zlikwidowali trzy „dziuple”, w których natrafili na kradzione BMW 520, Renault Master, Volvo XC90, Renault Talisman, Volkswagen Caravelle oraz ciągnik Renault i naczepę-chłodnię. Na posesji w pobliżu Piaseczna odkryli z kolei, trzy kampery i łódź motorową ukradzione w Szwecji i Austrii. W okolicach Mińska Mazowieckiego, funkcjonariusze odzyskali m.in. dwie lawety z przerobionymi oznaczeniami identyfikacyjnymi. Zarządzający „dziuplą” mężczyzna stracił ponad 30 tys. zł w gotówce, zabezpieczonych na poczet przyszłych grzywien.
Przeszukanie jednej z posesji na terenie pow. piaseczyńskiego pozwoliło odkryć części samochodowe pochodzące z aut skradzionych w Polsce, Niemczech i Wielkiej Brytanii.
O pechu może mówić pewien 37-letni mężczyzna, którego sprawdzono w ramach obławy. W bagażniku jego BMW policjanci znaleźli ponad trzy kilogramy narkotyków m.in. marihuany, amfetaminy, „mety” i mefedronu. Jako jeden z nielicznych zatrzymanych trafił on do aresztu.
Także „przy okazji” zabezpieczenia kradzionych aut, na pace Peugeota Boxera odkryto maszynę do produkcji papierosów.
Gangsterzy nie są eko
Nie próżnowali i inspektorzy WIOŚ, którzy w 13 na 70 skontrolowanych miejsc stwierdzili naruszenia przepisów ochrony środowiska w zakresie nielegalnego postępowania z zebranymi lub wytworzonymi odpadami, w tym zanieczyszczenie gruntu substancjami ropopochodnymi.
– W wyniku wspólnych działań, inspektorzy ochrony środowiska ujawnili zbieranie i magazynowanie odpadów w miejscach do tego nieprzeznaczonych oraz nielegalne przetwarzanie termiczne wytworzonych w wyniku przestępczej działalności odpadów. Ponadto stwierdzono szereg uchybień formalnych polegających na nieprowadzeniu wymaganej prawem ewidencji i sprawozdawczości dotyczącej gospodarowania odpadami oraz nieuzyskaniu przez kontrolowanych przedsiębiorców wymaganego wpisu do „Bazy danych odpadowych – poinformował Krzysztof Gołębiewski, naczelnik wydziału inspekcji WIOŚ w Warszawie
Właściciele terenów, na których inspektorzy dopatrzyli się naruszeń prawa, będą musieli na własny koszt usunąć odpady, zrekultywować glebę, a i tak grozić im będzie do pięciu lat więzienia i administracyjna karą pieniężną w wysokości do miliona złotych.
Stołeczni policjanci zapowiadają kolejne działania wymierzone w autogangi. Nie można wykluczyć, że do grona koalicjantów stróżów prawa dołączą funkcjonariusze KAS. Tym bardziej, że od lat fiskus nie potrafi sobie poradzić z majątkami zawodowych przestępców, którzy opływają w dostatki, a wielu nie wypełnia nawet PIT-ów.