W sobotę, 9 stycznia, w jednym z bloków przy ul. Węgierskiej w Zielonej Górze doszło do dramatycznych zdarzeń. Mężczyzna miał zamordować swoją byłą żonę ostrym narzędziem a później sam rzucić się z okna i zginąć. Zdaniem sąsiadów motywem tragedii mogło być załamanie psychiczne sprawcy wynikające z tego, że jego była partnerka układa sobie życie bez niego. Sprawę bada teraz prokuratura.
Przypomnijmy, około godziny 20.00 zielonogórska policja odebrała zgłoszenie o zwłokach w jednym z bloków przy ul. Węgierskiej. Funkcjonariusze, którzy przyjechali na miejsce, dokonali kolejnego makabrycznego odkrycia.
– W jednym z mieszkań policjanci natrafili na zwłoki kobiety. Przed blokiem było ciało mężczyzny – potwierdza podinsp. Małgorzata Barska rzecznik zielonogórskiej policji. Co dokładnie się wydarzyło?
Prawdopodobnie doszło do morderstwa połączonego z samobójstwem. Zmarli mieszkali wspólnie w jednym mieszkaniu. Mężczyzna najpierw miał zabić kobietę, a później sam wbiec na wyższe piętro, wyskoczyć przez okno i spaść na dach klatki schodowej. To właśnie pod tym kątem sprawę bada teraz prokuratura.
Zielona Góra. Tu w niedzielę, 9 stycznia doszło do tragedii:
– Sprawdzimy tę wersję w toku postępowania. Na ten moment mogę jedynie wyjawić, że faktycznie mówimy o prawdopodobnym morderstwie. Wygląda na to, że kobieta zmarła na skutek ran zadanych tępym lub ostrym narzędziem. Pewność w tej kwestii będziemy mieli jednak dopiero po przeprowadzeniu sekcji zwłok – informuje prokurator Zbigniew Fąfera, rzecznik prokuratury okręgowej w Zielonej Górze.
Sąsiedzi: Nic nie było słychać!
Kiedy w niedzielę rano odwiedzamy blok przy ul. Węgierskiej, wokół panuje niebywały spokój – jedynym widocznym śladem tragedii jest kałuża krwi na dachu wejścia do klatki schodowej i policyjne taśmy, które zapieczętowały mieszkanie, gdzie miało dojść do zbrodni.
Na co dzień był bardzo spokojny i grzeczny. Nie pił, nie awanturował się. Czasami majsterkował coś w garażu.
– O tym, co tu się wydarzyło, dowiedziałam się od siostry, która zadzwoniła do mnie z Warszawy – twierdzi starsza pani, którą spotykamy na miejscu. Podobnie mówią też osoby, które mieszkały w klatce zmarłych. – Jestem w szoku. Naprawdę nic nie było słychać, żadnych krzyków hałasów czy też awantury. Nie wiem może to dlatego, że w tym dniu sąsiad głośno remontował mieszkanie. Zaniepokoiło mnie dopiero pojawienie się policji – twierdzi mieszkaniec bloku przy ul. Węgierskiej.
Sąsiad: Miał syna oraz wnuki, dlatego tym bardziej dziwi mnie, że zdecydował się na tak drastyczny czyn.
Mieszkali razem, żyli osobno…
Sąsiedzi, z którymi udało nam się porozmawiać, pragną zachować anonimowość. Dowiadujemy się od nich jednak, że zarówno mężczyzna jak i kobieta to były osoby starsze, na emeryturze. Mieszkańcy rzucają również nieco światła na łączące ich relacje.
– Mieszkali razem, ale tak naprawdę żyli osobno. Od pewnego czasu byli już rozwiedzeni. Ale nigdy nie słyszałem, żeby się kłócili. To byli normalni porządni ludzie – twierdzi jeden z naszych rozmówców.
Według mieszkańców mężczyzna miał nie radzić sobie psychicznie z tym, że jego żona układa sobie nowe życie. – Zaczęła dbać o siebie, ładnie się ubierać, ciągle gdzieś wychodziła. Znalazła innego partnera, z którym się spotykała. On to wszystko bardzo ciężko znosił, zaczął popadać w depresję – słyszymy wypytując o byłe małżeństwo.
„To był bardzo spokojny i grzeczny człowiek”
Co mieszkańcy mówią o samym mężczyźnie, który miał targnąć się na życie swoje oraz byłej żony? – To było jego drugie małżeństwo, które się rozpadło. Na co dzień był bardzo spokojny i grzeczny. Nie pił, nie awanturował się. Czasami majsterkował coś w garażu. Zawsze można było na niego liczyć, jeśli poprosiło się go o pomoc. Wiem, że miał syna oraz wnuki, dlatego tym bardziej dziwi mnie, że zdecydował się na tak drastyczny czyn. Dla nas wszystkich to wielki szok – twierdzi jeden z sąsiadów.
Tragedia przy ul. Lisiej w Zielonej Górze
W kontekście wydarzeń, do których doszło przy ul. Węgierskiej, warto wspomnieć, że w lipcu 2020 roku podobna tragedia miała miejsce w bloku przy ul. Lisiej. To wtedy 62-letni mężczyzna zaatakował i zabił nożem swoją 61-letnią żonę. W mieszkaniu przebywał także syn, który zdążył uciec i zawiadomić policję. W tym czasie sprawca wyskoczył z 10 piętra popełniając samobójstwo. Wtedy również sąsiedzi zmarłych twierdzili, że nigdy nie było tam jakiś hałasów czy awantur a sam mężczyzna wyglądał na spokojnego…
źródło;gazelalubuska/policja