SANOK: Siekierezada na Wilczej.

Małżeństwo Ryczków, Magdalena i Tomasz, wyczerpali wszystkie możliwości prawne, jakie były dostępne w sprawie o odzyskanie ich zakupionego domu przy ulicy Wilczej. Dotychczas byli niezwykle grzeczni i spokojni. Wielokrotnie oferowali byłym właścicielom pieniądze na tzw. start, aby ci mogli się ze spokojem wyprowadzić. Od nowego roku 2022 postanowili, że dość czekania i że trzeba zacząć działać zdecydowanie.

Ich zmęczenie i bezsilność w negocjacjach były tak wielkie, że postanowili zasięgnąć porady u fachowców. W sieci wyszukali firmę Exmiter, która specjalizuje się w negocjacjach lokatorskich.

Po spotkaniu i przedstawieniu wszelkich dokumentów oraz zapoznaniu się ze sprawą owa firma zgodziła się podjąć negocjacje z byłymi właścicielami i ich radcą prawnym.

Cały proces negocjacji trwał około miesiąca. Koniec końców strony zawarły ugodę, że do 8 kwietnia 2022 zajmujący dom Państwa Ryczków wyprowadzą się i oddadzą klucze. Strony ustaliły, że jeśli do takiego przekazania nie dojdzie, to prawowici właściciele dnia następnego, czyli 9 kwietnia br. wejdą do swojego domu.

Dzień przed ostatecznym terminem, radca prawny reprezentujący byłych właścicieli zerwał w ich imieniu umowę. Sprawa była jasna. Kolejny raz negocjacje spełzły na niczym, a Ryczkowie poczuli się ponownie oszukani.

– Ja nawet nie wierzyłam w to, że oni się wyprowadzą dobrowolnie. Jakoś po tym wszystkim po prostu nie wierzyłam. Mieli już tyle okazji i z nich nie skorzystali. Dlaczego mieliby to teraz zrobić? 

– mówi Magdalena Ryczek.

Przez miesiąc śledziliśmy trwające negocjacje i czekaliśmy na szczęśliwe, polubowne zakończenie.

W piątek wieczorem zadzwonił do nas Tomasz Ryczek i poinformował, że jutro idą do swojego domu, bo ugoda została zerwana przez byłych właścicieli. Oświadczyli, że nie wyprowadzają się i kluczy nie oddają.  

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że zdziwiła mnie jego determinacja. Zapytałam tylko, co dalej będzie, jak już tam wejdą?

– Będziemy razem z tymi ludźmi mieszkać. Wyrzucić ich nie możemy, bo ustawa covidowa nadal obowiązuje, więc zamieszkamy razem. Czasy są trudne, nie mamy już oszczędności, a wynajęcie mieszkania kosztuje coraz więcej. Życie jest coraz droższe. W imię czego my mamy być poszkodowani? Za co? Co myśmy złego zrobili? Przecież uwolniliśmy tych ludzi od ich długów. Dlatego podjąłem z żoną decyzję, że już dość tego i idziemy mieszkać do swojego domu.

– tłumaczył Tomasz Ryczek.

Nadeszła sobota, 9 kwietnia. Umówiliśmy się z Magdaleną i Tomaszem na 10:00 rano pod ich domem. Aby zobaczyć finał ich dwuletniej walki o swój dom. 

– Zrobicie nam fotki na progu domu i w środku? Muszę tę chwilę dobrze zapamiętać.

– powiedział z uśmiechem Tomasz Ryczek.

Oj, zapamięta ten moment. Wszyscy zapamiętamy! Do końca życia!

Dnia 9 kwietnia przyjechaliśmy punktualnie o 10:00 na ulice Wilczą. Pod domem spotkaliśmy Magdalenę z maleńką córeczką Majką. Tomasz stał bliżej furtki z panem Jackiem – negocjatorem z firmy Exmiter. Spróbował otworzyć furtkę, ta była jednak zamknięta. Obecni na miejscu ślusarze błyskawicznie otworzyli bramkę. Tomasz Ryczek wraz z żoną i córeczką podeszli pod same drzwi. Te jednak również były zamknięte. Panowała cisza, tak jakby nikogo nie było w domu. Właściciel poprosił o pomoc w otwarciu swojego domu. W momencie gdy ślusarze próbowali otworzyć zamek, w kuchni otworzyło się okno. Była właścicielka, nadal uważająca się za posiadaczkę tego domu zaczęła krzyczeć, żeby się wynosić z jej posesji i że zaraz wezwie policję. Pan Tomasz oświadczył, że przyszedł do swojego domu, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią. Jeszcze w tamtej chwili, nikt z nas nie pomyślał, że za moment staniemy się świadkami dantejskich scen rodem z horroru. https://a4d997289b1d4cedc53a274855598494.safeframe.googlesyndication.com/safeframe/1-0-38/html/container.html

Drzwi zostały otwarte. Pan Tomasz wszedł pewnym krokiem do przedsionka i w tym samym momencie naszym oczom ukazała się czteroosobowa rodzina: mąż, żona i dwóch ich synów. Pierwszy na właścicieli ruszył pan„posiadacz”, który starał się wypchnąć Tomasza Ryczka z przedsionka. Jego syn krzyczał „proszę stąd wyjść”. Negocjator z firmy Exmiter, nauczony przykładem innych spraw, nagrywał całość. Chciał, aby nikt nie miał wątpliwości, że wszystko przebiegło w należytym porządku. Pani Magdalena z malutką córeczką na rekach weszła za mężem. My staliśmy na ganku. Nagle właśnie negocjator krzyknął „Oni mają siekierę!” W pierwszym momencie nie wierzyliśmy w to, co usłyszeliśmy… Siekierę?!

Zaczęła się prawdziwa jatka. Małżeństwo „posiadaczy” wraz z synami starali się nie wpuścić i za wszelką cenę wypchnąć za próg właścicieli. Z dużą siłą nacierali na Magdę Ryczek, która trzymała na rekach swoją półtoraroczną córeczkę. Nie mieli oporów, żeby bić młodą matkę dużą, metalową łyżką do butów. Emocje sięgnęły zenitu, gdy były właściciel zaatakował kobietę siekierą. Magdalena Ryczek była przerażona. Na pomoc kobiecie, trzymającej dziecko na reku ruszyli towarzyszący młodemu małżeństwu ludzie. Trzeba było za wszelką cenę odebrać atakującemu to niebezpieczne narzędzie. 

W wąskim korytarzu wywiązała się szamotanina. W trakcie tego zamieszania małżeństwu Ryczków udało się przejść w głąb domu. Były właściciel zamachnął się siekierą na naszego fotoreportera, który w tym momencie osłaniał Magdę i jej dziecko. Kiedy ktoś krzyknął „uważaj!” cios już szedł w stronę jego głowy. Na szczęście starszy syn „posiadaczy” odepchnął swojego ojca. Wtedy do akcji przystąpiła pani „posiadaczka”: próbowała wyrwać  mężowi siekierę z ręki, mówiąc „daj to, policja powiedziała, że możemy używać!” . Gdy nie udało jej się przejąć niebezpiecznego narzędzia, zaczęła  wypychać Tomasza, krzycząc „wychodź stąd!” Za jej plecami cały czas stał mąż z siekierą w ręku. 

Nie wiemy kto i jak odebrał mu siekierę i wyrzucił ją na zewnątrz. Niestety z przerażeniem zauważyliśmy, że mężczyzna ma przygotowaną drugą siekierę. Pan Tomasz zdołał uciec na schody, prowadzące na piętro, jego żona z dzieckiem schowała się w pokoju na dole. Wtedy młodszy syn byłych właścicieli ruszył z drugą siekierą za Tomaszem. Negocjator, krzycząc „oddaj tę siekierę” wyrwał mu ją z ręki. Pan Jacek bez przerwy prosił, aby przestali, uspokoili się i spokojnie porozmawiali. Niestety „posiadacze” za wszelką cenę starali się wyrzucić właścicieli na zewnątrz. W pewnym momencie dobiegł nas krzyk „on ma nóż!” Wszyscy zamarli… Niestety, nie widzieliśmy, tylko słyszeliśmy krzyki dobiegające z wewnątrz. Słychać było również odgłos spadających mebli i kobiecy głos „ja was wszystkich pozabijam!”

Na miejscu pojawił się patrol policji. Pan Jacek z firmy Exmiter wyszedł na zewnątrz i przekazał, że w trakcie szamotaniny ucierpiała pani „posiadacz”, która przez przypadek została uderzona w szyję obuchem siekiery przez męża. Ich starszy syn, również ucierpiał z reki ojca – miał ranę policzka od ostrza siekiery, którą machał jego ojciec.
Policjanci zamknęli drzwi i rozpoczęli czynności. Przyjechał drugi patrol a po chwili jeszcze jeden. Na miejscu pojawiło się również pogotowie ratunkowe i Straż Miejska. Przyjechał także pełnomocnik „posiadaczy”, który wszedł do środka. Niestety nie dążył on do uspokojenia swoich klientów. Mówił, że nie będzie żadnej ugody, żadnych negocjacji i że dobrze zrobili, atakując ludzi siekierami, ba nawet powiedział, że mogli wyciągnąć pistolet i strzelać, bo to przecież obrona własna. W naszej opinii to jego bulwersujące zachowanie było niewłaściwe, zważywszy na to, że jest radcą prawnym. W tej sprawie zwróciliśmy się do Krajowej Rady Radców Prawnych o komentarz odnośnie zachowania mecenasa, wezwanego przez byłych właścicieli.

Otrzymaliśmy odpowiedź:

Odpowiadając na Pani wiadomość z 11 kwietnia br. dotyczącą wątpliwości w zakresie możliwości naruszenia zasad etyki radcy prawnego wskazujemy, że radcowie prawni podlegają odpowiedzialności dyscyplinarnej za postępowanie sprzeczne z prawem, zasadami etyki lub godnością zawodu bądź za naruszenie swych obowiązków zawodowych, a właściwe postępowanie w tym zakresie może być na obecnym etapie przeprowadzone przez odpowiednie organy funkcjonujące w ramach danej okręgowej izby radców prawnych, w tym przez rzecznika dyscyplinarnego czy okręgowy sąd dyscyplinarny. Dopiero w toku właściwego postępowania dyscyplinarnego możliwe jest dokonanie oceny zachowania radcy prawnego. Z uwagi na Pani informację dotyczącą zaistniałych okoliczności, które mogą dotyczyć zachowania radcy prawnego – Pani wiadomość, w odpowiednim trybie, zostanie przekazana do Okręgowej Izby Radców Prawnych w Rzeszowie, gdzie na listę radców prawnych wpisany jest wskazywany przez Państwa radca prawny.

– w podpisie Kinga Mierzyńska, Krajowa Rada Radców Prawnych.

W poniedziałek wystąpiliśmy o komentarz rzecznika Komendy Powiatowej Policji w Sanoku. 

– W minioną sobotę po godzinie 10, dyżurny sanockiej policji otrzymał zgłoszenie  o włamaniu do jednego z domów na terenie Sanoka. Na miejsce wysłano policyjny patrol. Po czym otrzymano kolejne zgłoszenie, że pod wskazanym adresem ma przebywać mężczyzna,  który posiada niebezpieczne narzędzie tj. siekierę.  W związku z tą informacją, w celu zapewnienia bezpieczeństwa na miejsce został skierowany dodatkowy patrol. Gdy policjanci przyjechali na miejsce doszło do uspokojenia sytuacji. Policjanci wylegitymowali uczestników zajścia, a następnie ustalili wstępny przebieg zdarzeń. Z relacji zgłaszającej włamanie wynikało, że nieznane jej osoby miały rozwiercić  zamki w bramce i  w drzwiach wejściowych domu, a następnie  z właścicielami posesji weszli do budynku. Zgłaszająca wspólnie z mężem usiłowała powstrzymać osoby przed wejściem do środka. Natomiast z relacji właścicieli posesji wynikało, że wchodząc do budynku zostali zaatakowani przez mieszkające tam osoby, które wymachiwały w ich kierunku siekierami i żądały  natychmiastowego opuszczenia posesji. Następnie miało dojść do szamotaniny w trakcie której niebezpieczne narzędzia zostały odebrane przez osobę  towarzyszącą właścicielowi posesji i obecnego na miejscu dziennikarza.

Przedmioty te zostały zabezpieczone przez policjantów. 
Opisywana sytuacja miała mieć miejsce przed przyjazdem patrolu. W trakcie interwencji strony konfliktu wzajemnie się przekrzykiwały oraz oskarżały. Na miejsce została skierowana grupa procesowa, która dokonała oględzin miejsca, zabezpieczyła ślady. Przyjęte zostało zawiadomienie dotyczące naruszenia miru domowego, włamania oraz utrudnianie korzystania z zajmowanego lokalu mieszkalnego.  Przyjęto także zawiadomienie od obecnych właścicieli posesji dotyczące gróźb karalnych oraz zmuszania do określonego zachowania. Dokładne okoliczności tego zdarzenia oraz kwalifikacja prawna będą ustalane w toku prowadzonych  postępowań.  

Małżeństwo Ryczków wraz z „posiadaczami” zostali na noc w domu przy ulicy Wilczej. Dla bezpieczeństwa zostali z nimi przyjaciele, którzy mieli wspomóc ich psychicznie i w razie dalszych problemów udzielić pomocy. Rankiem była właścicielka, oznajmiła, że wyprowadzają się i nie będą robić nikomu żadnych problemów. Poprosiła o czas, aby móc swobodnie spakować i wynieść swoje rzeczy z domu. 

Finalnie, w dniu wczorajszym tj. 13 kwietnia Tomasz Ryczek i byli właściciele  podpisali protokół zdawczo-odbiorczy z przekazania nieruchomości. Od sobotnich wydarzeń nie pojawił się już pan mecenas. Warto podkreślić, że strony najszybciej dogadały się bez „pomocy” radcy prawnego. 

Tym oto sposobem Magdalena i Tomasz Ryczek zostali już nie tylko właścicielami, ale też posiadaczami swojego wymarzonego domu.

Czy było to wszystko potrzebne? Czy warto było fundować prawowitym właścicielom ten cały koszmar? Czy nie można było dotrzymać ugody i rozstać się jak cywilizowani ludzie? Na te pytania odpowiedzcie sobie sami. 

Podczas realizacji materiału bardzo zżyliśmy się z Magdaleną i Tomaszem Ryczek. Od początku mocno im kibicowaliśmy i liczyliśmy na to, że dobro wreszcie zwycięży. Teraz życzymy im wielu wspaniałych, szczęśliwych lat w swoim domu. Sąsiedzi z ulicy Wilczej bardzo się cieszą, że będą mieli nowych sąsiadów. Wydaje nam się, że liczą, na powitalnego grilla w ogrodzie. 

Sprawą państwa Ryczków zainteresował się również program UWAGA! TVN. Zapraszamy wszystkich Państwa na reportaż w najbliższy wtorek – 19 kwietnia o godz. 19:55 na antenie TVN.  

Miranda Korzeniowska - zdjęcie autora

Miranda Korzeniowska

Redaktor naczelnaNiepoprawna optymistka ciekawa ludzi i świata. Na co dzień matka na pełny etat, zatem nic co ludzkie nie jest mi obce. Kocham hokej miłością bezwarunkową. miranda.korzeniowska@korso.pl tel. 534 585 653

źródło;https://korsosanockie.pl/

O Ryszard Zieliński

E-mail: ryszard.zielinski@sledcza24.tv Telefon: +48 534 890 426

nic nie znaleziono

Pomorskie: Rafał Z., podejrzany o zabicie żony, ukrywał się pod stertą ubrań

Jagatów, Pruszcz Gdański

Zasadzka na dilerów narkotykowych. Na widok policji sięgnęli po telefon

Warszawa

W kamienicy znaleziono zwłoki kobiety

Chojnice

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *